Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.
272

zawsze została taką jakąśmy ją niegdyś znali: taż sama chęć ujęcia sobie wszystkich kieruje jej myślami i mową. Jej usposobienie gorące, niezależne i despotyczne, wywiera przeważny wpływ na ukochanego i drogiego jej Mick’a; jednem słowem, jest ona żeńskim grenadjerem pułku. Co się zaś tyczy majora, jest on jeszcze kawalerem, co mówią nawiasem, nie jest winą mistress O’Dowd, która zadecydowała w najwyższej swojej mądrości że Glorwina musi być żoną naszego przyjaciela Dobbin’a, i nic nie zaniechała żeby ten związek przyprowadzić do pożądanego skutku.
I w samej rzeczy cóż można było zarzucić Glorwinie? Czegoż major mógł więcej wymagać? Przystojna, hoża i rumiana dziewczyna o lazurowych jak niebo oczach i czarnych jak heban warkoczach; ręka jej śmiało władała koniem i wprawnie biegała po klafiszach fortepianu; krótko mówiąc, Glorwina posiadała wszystko, co było potrzebnem do uszczęśliwienia majora. Czy można zresztą porównać silną budowę jej ciała do tej wątłej Amelji, której jednak major był wiernym i gorącym wielbicielem.
— Dosyć jest zobaczyć jak Glorwina idzie przez salon na jakiemś większem zebraniu — mawiała mis stress O’Dowd — żeby się przekonać że ta biedaczka Amelnia niknie przy niej zupełnie, i podobna raczej do kulawej gęsi. Wierz mi, kochany majorze, że Glorwina jest właśnie kobietą jakiej sobie na żonę szukać powinieneś: jesteś pan porządnie ociężały, i potrzebujesz koniecznie kogoś, coby ci nie dawał usypiać; zresztą Glorwina pochodzi ze znakomitego rodu Maloneys’ów