Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/277

Ta strona została uwierzytelniona.
273

i Molloys’ów, a to — wierz mi pan — wiele znaczy; bo kto się z takiemi rodami łączy, ten słusznie może być dumnym.“
Przed skierowaniem tego ataku na majora Głorwina próbowała już nieraz siły swoich wdzięków, romansując z wszystkimi cywilnymi i wojskowymi kawalerami, na których sidła starannie zastawiała. W Madras, pierwej kapitan, a później jakiś nabob zwiększyli poczet wielbicieli Glorwiny, ale żaden z nich nie zapragnął iść dalej i szukać na tej drodze zupełnego szczęścia. Na wszystkich balach w namiestnictwie nie zbywało nigdy Glorwinie na wiernych tancerzach, ale żaden z nich nie wymówił się nigdy z chęcią posiadania jej ręki.
Pomimo nieustających kłótni i sprzeczek pomiędzy lady O’Dowd i Glorwiną, co chwila wznawianych, które zniecierpliwiłyby nieraz Mick’a, gdyby ten nie był tak łagodnym jak święty wyciosany z drzewa — kobiety te zgadzały się zawsze jak tylko chodziło o ożenienie majora Dobbin’a, i postanowiły nie wypuścić go z rąk swoich dopóty, dopókąt, wrzeczywistości zamiarów swoich nie urzeczywistnią. Glorwina, rozjątrzona odnie sionemi porażkami, rozwinęła rozpaczliwą odwagę w zdobywaniu majora, jak dzielny wódz przy obleganiu fortecy, która się poddać nie chce: To mu śpiewała irlandzkie ballady, to podając mu rękę ciągnęła z sobą na przechadzkę pod cienie drzew cytrynowych. Głos jej był tak słodki, ruchy tak malownicze, ze najzim niejszy człowiek nie potrafiłby oprzeć się temu urokowi. Często zapytała majora czy jaki smutek nie zatruł jego lat młodocianych, a zawsze była gotowa płakać słucha-