przeznaczoną dla Glorwiny. A to wszystko, mój majorze żeby cię ostatecznie pokonać — jeżeli, ma się rozumieć kobiety i atłas różowy mogą nad tobą odnieść zwycięstwo.
Ale ani piękność rysów, ani okazałość strojów nie mogła rozczulić majora; był on niewzruszony jak opoka. Jednej tylko kobiety obraz major nosił w swem sercu, ale tą kobietą nie była miss Glorwina O’Dowd, pomimo swej sukni z różowego atłasu. Była nią skromna i cicha istota, zawsze czarno ubrana, mało mówiącą z głosem wcale do głosu Glorwiny niepodobnym; była to czuła matka nieodstępująca kolebki swego dziecięcia, była to młoda dzieweczka ukazująca się we drzwiach salonu na Russel Square, wsparta na ramieniu Jerzego ze śpiewem na ustach, z rumieńcem i wyrazem miłości i szczęścia na twarzy. Ten obraz na chwilę nie opuszczał majora; we dnie jak wnocy, we śnie jak na jawie. Nie nudził on wprawdzie nikogo zwierzeniami swojej miłości, nie tracił snu ani apetytu, ale uczucia jego żadnej nie ulegały zmianie, a chociaż nie jeden z jego czarnych i gęstych włosów srebrzeć już zaczynał, miłość jego, podsycana wspomnieniami dzieciństwa, zachowała całą świeżość i siłę.
Mistress Osborne — jak to już mówiliśmy — pisała do majora życząc mu szczęścia w mającym nastąpić związku jego z miss O’Dowd.
„Siostra pana — pisała Amelja — była tak dobrą że odwidziła mnie i podzieliła się ze mną szczęśliwą wiadomością, z powodu której chciej pan przyjąć odemnie najszczersze życzenia pomyślnej
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/280
Ta strona została uwierzytelniona.
276