Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.
280

dzić, jak żeby mu głowę zawrócić. Sądząc już tylko z środków, używanych przez Glorwinę dla dopięcia celu, można już wnosić że zadanie, jakie sobie postawiła, było bardzo niewdzięczne i niemniej trudne.
Wkrótce po przybyciu strojów z Londynu, a może nawet dlatego właśnie żeby je wystawić na widok publiczny, lady O’Dowd i żony innych oficerów pułku królewskiego wydały bal dla innych pułków kompanji indyjskiej i dla urzędników cywilnych. Glorwina wystąpiła wspaniale w swojej różowej atłasowej sukni, którą miała zadać majorowi cios ostateczny, ale ten niewdzięcznik błąkał się po salach balowych i nie wiedział nawet nazajutrz jaki był kolor atłasu. Glorwina kryjąc swój gniew, szła w tany z oficerami niższych nawet stopni i nie odmawiała nikomu, żeby tym sposobem przynajmniej majora do rozpaczy przyprowadzić i zazdrość w nim obudzić. Ale to wszystko na nic się nie przydało — nawet się major nie zmarszczył wtenczas kiedy pan Bangles, kapitan od kawalerji, poprowadził Glorwinę do kolacji. Widocznem już było że ani zalotność, ani piękne stroje, ani ramiona okrągłe niezdolne były rozczulić majora, a panna Glorwina nic nadto do ofiarowania nie miała.
Co za wymowny obraz marnej znikomości rzeczy ludzkich! Każde z nich, tak Glorwina jak i major, gorąco pragnęli posiadać to właśnie, czego los — zdawało się — stanowczo im odmawiał. Rozpacz Glorwiny objawiała się obfitemi strumieniami łez. Jej miłość do majora — mówiła głosem przerywanym od płaczu — była