romansów wybranych umyślnie dla niego. Prawdę mówiąc major nie więcej był zajęty śpiewem Glorwiny jak wyciem szakalów, które od czasu do czasu do do mu dolatywało, ale któż wolny jest od illuzji, wtenczas osobliwie kiedy się czego usilnie pragnie? Podczas gdy chirurg wojskowy grał w szachy z mistress O’Dowd, Dobbin przegrał jedną partję z Glorwiną, poczem pożegnał te panie i wrócił o zwykłej porze do siebie.
Na stole leżał nierozpieczętowany jeszcze list siostry, zawierający zapewne zwykły szereg zarzutów i wymówek. Major, jak gdyby wstydząc się swej obojętności, wziął prędko pismo do ręki i z rezygnacją zgodził się na przepędzenie niemiłej godziny w obcowaniu z siostrą, która pomimo ogromnej odległości umiała mu dobrze dokuczać. Godzina zaledwie minęła od chwili kiedy major wyszedł z domu pułkownika. Dzielny Mick spoczywał snem sprawiedliwych, a Glorwina tymczasem uwięziła w papier swoje hebanowe loki. Lady O’Dowd zeszła już na dół do małżeńskiej komnaty, gdy nagle szyldwach stojący przed domem pułkownika ujrzał przerażoną postać majora lecącego co tchu pod okno sypialnego pokoju.
— Pułkowniku O’Dowd! wołał Dobbin z całej siły. Pułkowniku!
— Wielki Boże! to major, rzekła Glorwina wychylając głowę, a raczej wielkie grono papilotów.
— Cóż to się stało, mój kochany Dob? zapytał pułkownik, przekonany że się zapaliło w koszarach, albo że jakiś ważny rozkaz z głównej kwatery przysłany.
— Potrzeba mi... urlopu... żebym... mógł natychmiast
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.
282