Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.
25

ną przyjaciółkę w obliczu całej sali, wdzięcznie skłoniła się Dobbinowi. zachwycała się olbrzymią broszą pani O’Dowd, przepysznemi jej kamykami irlandzkiemi, które chyba musiały wprost przybyć z Golkondy. Kręciła się, wierciła, przesłała uśmiech tu i tam, parę słówek owdzie. — Wszystko to zaś wyrachowane było dla zazdrosnej lornety, która każdego jej ruchu śledziła.
Kurtyna się podniosła i rozpoczęto balet. Żaden z artystów tego baletu nie dałby się porównać pod względem pantominy i gry z jej dramatycznym taletem. Prosiła Dobbina żeby ją odprowadził do loży, nie chciała bowiem zabierać Jerzego najukochańszej Amelce.
— Co to za kapryśnica! szepnął poczciwy Dobbin Jerzemu, wróciwszy z loży Rebeki, gdzie ją odprowadził z miną karawaniarza, nie pisnąwszy ani słówka — wije się, rzuca jak żmija na dwoje rozcięta. Nie wiem czyś spostrzegł, Jerzy, jak ciągle, gdy tu bawiła, odgrywała komedję dla jenerała, który pozostał w jej loży.
— Kapryśnica... komedja. — Przyznasz mi przynajmniej że to najpiękniejsza kobieta w Anglji — odparł Jerzy pokręcając wymuskanego wąsa, pod którym błyszczały dwa rzędy białych zębów. Poczciwy mój Dobbinie! nie jesteś człowiekiem światowym. Przyjrzyj się jej teraz... proszę cię. Zaledwie parę słówek poszepnęła do jenerała... a już się ten śmieje szalenie!... Emmy! czemu nie wzięłaś bukietu? Wszystkie damy są tu z bukietami.
— Trzeba jej było kupić bukiet odparła majorowa.
Amelja i Dobbin wdzięczni byli poczciwej tej jejmości za jej odpowiedź nader stosowną. Reszta wie-