Lord Steyne nie lubił również małego Rawdona: ile razy go spotkał, przywitał go zawsze groźnem spojrzeniem albo szyderstwem. Dziecko zaś nie okazywało zalęknienia, ale przeciwnie prostowało się dumnie przed lordem a czasem nawet groziło mu pięścią po za plecami. Z wszystkich, którzy u tego matki bywali, Rawdon najsilniej nie lubił lorda, i uważał go za swego nieprzyjaciela. Kamerdyner jego ostatniego zastał kiedyś w przedpokoju małego Rawdona zawzięcie bijącego kułakami kapelusz lorda. Wkrótce pogłoska o tym figlu obiegła całą służbę, a kiedy mistress Rawdon Crawley przyjechała na jeden z balów dawanych przez milorda, wszyscy słudzy — począwszy od odźwiernego aż do licznej zgrai galonowanych lokajów, wygłaszających w każdej sali imie pułkownika i mistress Crawley — uśmiechali się do siebie znacząco, jak ludzie rozumiejący — albo przekonani że rozumieją — wszystko co się święci. Lokaj, który tacę z chłodnikami roznosił poszedł do Rebeki i zaledwie się od niej odwrócił, kiedy już zaczął bawić jej kosztem zbierającego próżne szklanki kolegę. Straszny to inkwizycyjny trybunał służących; wyroki jego, które i Rebekę dosięgły, są zwykle bez apelacji a surowością przypominają średniowieczne tajne sądy. Dodajmy zresztą że gdyby ci sędziowie byli nawet przeświadczeni o niewinności naszej heroiny, to, wszakże jej dobrej sławy uratowaćby to nie mogło. To samo już że latarnie powozu margrabiego Steyn’a świeciły co dzień po północy nawet pod drzwiami Rebeki, potępiało ją w oczach świata więcej aniżeli wszystkie jej zalotne intrygi.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.
294