go od tej godności dzieliła, było wątłe i słabowite dziecko, mały Pitt Binkie.
Dzieci zaprzyjaźniły się bardzo prędko. Pitt Binkie nie miałby więcej odwagi rzucić się na Rawdonka jak młodziutki chart na buldoga. Matylda zaś, jako do słabej płci należącą, była przedmiotem uprzedzających grzeczności swego kuzyna, który już kończył ośm lat i miał zmienić wkrótce bluzę na kurtkę. Rawdon korzystał z przywilejów, zapewnionych mu wiekiem i silną budową, przewodził tamtym dzieciom w zabawach i miał nad niemi pewną przewagę, którą Pit i Matylda uznawali bez stawienia oporu. Czas ten spędzony na wsi był dla małego Rawdona jednym ciągiem prawdziwych zabaw i przyjemności. Gazony i kwiaty mniej go zachwycały aniżeli ferma ze wszystkiemi gospodar skiemi stworzeniami; największą jego rozkoszą było zwidzać kurniki, stajnię i gołębnik. Bronił się zawsze zawzięcie od uścisków panien Crawley, ale lady Joanna miała ten przywilej że nie stawił jej żadnego oporu. Zawsze gotów był iść z nią wówczas kiedy panie zostawiały płeć brzydką z butelkami bordeaux i porto, i widocznem było że chętniej dawał się prowadzić lady Joannie aniżeli matce. Rebeka spostrzegła że czułość macierzyńska była tu w modzie, wybrała więc chwilę kiedy wszystkie panie były zebrane wieczorem w salonie, wzięła syna na kolana i uściskała go czule.
Zdziwiony tą niezwykłą demonstracją, chłopiec poczerwieniał i trzęsąc się prawie spoglądał na matkę, jak to miał zwyczaj robić kiedy doznawał silnego wzruszenia.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.
306