Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.
313

że widzi swoją rywalkę gronem pochlebców otoczoną.
Na wsi, kiedy lady Joanna opowiadała bajeczki dzieciom wspartym na jej kolanach, nie wyłączając małego Rawdona, który ją bardzo lubił, samo wejście Rebeki z jej szatańskim uśmiechem i pogardliwem spojrzeniem plątało język wymownej przed chwilą matki. Wszystkie poetyczne obrazy, proste i naiwne myśli pierzchały jak owe powietrzne sylfidy i wróżki za zbliżeniem się złych i nieprzyjaznych genjuszków. Pomimo szyderczych trochę zachęcań Rebeki żeby tych ślicznych nie przerywała historyjek, lady Joanna nie umiała już ust otworzyć. Jakże wstrętnemi wydawały się Rebece te myśli tchnące spokojem i prostotą, jakże godnymi politowania ludzie, którzy w tem przyjemność znajdować mogli! Becky obdarzała tem samem uczuciem pogardy dzieci, jak również tych którzy dzieci lubili i w ich towarzystwie gustować mogli.
— To dobre jest dla tych, którzy się bawią w opowiadania bajeczek dzieciom — mówiła Becky do larda Steyne, naśladując postawę lady Joanny otoczonej dzieciakami — nie znoszę tego popisywania się macierzyńską czułoskowością.
— Nie mniej jak djabeł nie znosi święconej wody, przerwał lord wykrzywiając usta, co zwykle u niego śmiech wyrażać miało.
Tak więc te panie nie szukały siebie chyba wtenczas tylko kiedy Becky potrzebowała czego od swojej bratowej. Przy każdem ich spotkaniu można było usłyszeć: „Moje życie, moja kochaneczko, moja droga“ i t. p. ale obie unikały siebie jak mogły. Sir Pitt prze-