Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/322

Ta strona została uwierzytelniona.
318

starczyć na ubranie przyzwoite małego Żorża i na opłacenie szkółki, do której — zwyciężywszy swoje obawy — Amelja zdecydowała się posyłać swoje ukochane dziecko. Ileż to razy do późnej nocy czuwać musiała ucząc się i przypominając sobie gramatykę, jeografję, żeby potem uczyć małego Żorża. Brała się nawet do łaciny, w tej nadziei że się sama tyle nauczy ile potrzeba do jasnego wykładu i ułatwienia nauki synowi.
Przepędzać dnie całe bez małego, oddać go pod surową dyscyplinę nauczyciela, nie módz go obronić od figlów dokuczliwych, szorstkich czasem towarzyszów; wszystko to dla czułej matki było bardzo ciężką próbą — możnaby powiedzieć — drugiem odłączeniem.
Żorż był uszczęćliwiony chodzeniem do szkoły; była to nowość dla niego, a to już jest dostatecznem żeby się dziecku podobać musiało.. To jeszcze więcej bolało matkę; zdawało się jej czasem że lżej byłoby dla niej przenieść rozłączenie się gdyby i dziecko że smutkiem ją żegnało; potem znowu wyrzucała sobie te egoistyczne uczucie i wolała go widzieć swobodnym i wesołym aniżełi smutnym.
Szkółka była pod kierownictwem wielebnego Binney’a, przyjaciela Amelji, będącego dla niej z wielkiem uwielbieniem. Żorż w krótkim czasie znaczne zrobił postępy, i ciągle przynosił matce nagrody swojej pilności. Wieczorem mnóstwo miał rzeczy do opowiedzenia mamie, jak naprzykład: że Lyons był dobry chłopiec; że ojciec Steel’a dostarczał mięso dla zakładu szkolnego; że matka Golding’a przyjeżdżała po niego co sobotę powozem; że Neat nosi spodnie ze strzemiączkami, i