Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/330

Ta strona została uwierzytelniona.
326

bie, ale nie była w stanie przenieść żeby dziecku jej na czemkolwiek zbywało; robiła więc go mogła i odmawiała sobie wszystkiego, byleby tylko dogodzić małemu.
Z każdym dniem kłopoty się powiększały. Oddając rodzicom trzy części dopiero odebranej pensji, Amelja uprosiła ich żeby pozwolili z tych pieniędzy zapłacić nowe ubranie dla małego Żorża. Odpowiedziano jej na to że pieniądze przysyłane rocznie przez Jos’a dotąd nie nadeszły, że w domu od dawna już wielki czuć się daje niedostatek, co zresztą — dodała sucho matka — Amelja powinnaby już nie od dziś dostrzedz, gdyby cała jej uwaga nie była zwróconą wyłącznie na pana Żorża. Amelja nic nie odpowiedziała na tę wymówkę, oddała wszystkie pieniądze matce i poszła do swego pokoju gdzie już łez wstrzymać nie mogła. Któż potrafi opisać smutek matki kiedy po wielu naradach ze szwaczką nad krojem zamówionego ubrania, musiała uprzedzić że już robota niepotrzebna.
Ale najboleśniej było dla niej powiedzieć to małemu, który zanosił się od płaczu. Wszyscy jego rówieśnicy mieli nowe ubranie na święta Bożego Narodzenia, i zapewne będą się z niego wyśmiewać. Malec ro bił gorżkie wyrzuty matce że mu obiecała sprawić nowe suknie i nie dotrzymuje słowa. Za całą odpowiedź Amelja uściskała dziecko i wzięła się do naprawiania starych i znoszonych rzeczy, skraplając je obficie łzami. Wtem przyszło jej na myśl że jeżeli sprzeda cokolwiek ze swojej skromnej garderoby to może będzie mogła ubrać swego małego. Miała jeszcze ten sam szal który Dobbin jej z Indji przysłał, a pamiętała magazyn gdzie za lepszych czasów nieraz z matką robiła spra wunki i gdzie podobne towary się znajdowały. Ta myśl okryła jej twarz rumieńcem a oczy zajaśniały radością. Kiedy Żorż wychodził do szkoły, uciskała go serdecznie i patrzyła nań z rozpromienioną twarzą, a malec odgadł