Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/331

Ta strona została uwierzytelniona.
327

w spojrzeniu matki że się czegoś pomyślnego spodziewać może.
Amelja zawinęła szal w chustkę, ukryła pakiecik pod futrem i wyszła do miasta, idąc z takim pośpiechem, że zwracała na siebie powszechną uwagę. Już sobie rozliczała że jeżeli będzie miała dosyć pieniędzy, to kupi małemu książki, które mieć pragnął, opłaci szkołę i sprawi płaszcz ojcu, żeby zastąpić dawne znoszone okrycie. Tym razem rachuby jej nie zawiodły; szal ofiarowany przez majora był w tak dobrym ga tunku, że kupiec z wielką ochotą dał właścicielce dwadzieścia gwinei i zacierał ręce z ukontentowania że tak korzystny zrobił interes.
Upojona radością i szczęściem Amelja wbiegła z swoim skarbem do księgarni, zaopatrzyła się w książki tak gorąco ugragnione, wróciła do domu, i napisawszy na wstępnej karcie pierwszego tomu: „Zorzowi Osbor ne, w dzień Bożego Narodzenia, upominek od kochającej go matki“, chciała położyć książki na stoliku, żeby je zastał jak ze szkoły powróci. Ale zaledwie wyszła ze swego pokoju, spotkała w korytarzu matkę, która patrząc z zadziwieniem na złocone i bogato oprawne książki, zapytała:
— Cóż to niesiesz?
— Książki dla Żorża, odpowiedziała, rumieniąc się Amelja; ja... mu je obiecałam... na święta.
— Książki? zawołała z oburzeniem staruszka. — Książki, kiedy my chleba nie mamy! Książki, kiedy ja wszystko już z kosztowniejszych rzeczy spieniężyłam, kiedy srebrbro stołowe sprzedałam, kiedy nawet szal zdjęłam z siebie żeby starego ojca od więzienia ocalić, żeby nas i twoje dziecko wyżywić! Wszystko poświęciłam byleby żaden z wierzycieli nie mógł nas znieważać, trzebaż było zapłacić za mieszkanie temu poczciwemu panu Clapp, bo i jego interesa dosyć są ciężkie, i on