cząwszy z nim poważną nader rozmowę — więc poczciwy Dobbin nie był świadkiem tej najstraszliwej boleści Amelji.
Jerzy oddał bukiet pani Crawley; tkwił w nim bilecik miłośny jak wąż między kwiatami. Rebeka dostrzegła go natychmiast. Z wychowania swojego poczerpnęła aż nadto wcześnie trafne pojęcia o bilecikach miłosnych. Gdy brała bukiet Jerzy mógł wyczytać z jej spojrzenia, że odgadła wszytko. Rawdon snać zanadto był zatopiony w myślach, żeby mógł dostrzedz znaków porozumienia, jakie przy pożegnaniu zamienił Jerzy z jego żoną. Zresstą — cóż nadzwyczajnego? Ściśnięcie ręki, spojrzenie jedno, ukłon — otóż wszystko — wszakże w tem sposób codziennie odbywają się pożegnania? Jerzy zachwycony tryumfem, nie zwrócił nawet uwagi na kilka słów, które powiedział Crawley, odprowadzając Rebekę. Nic nie słyszał, nic nie odpowiedział.
Amelja dostrzegła w części scenę bukietu. Jerzy na żądanie Rebeki przyszedł po szarfę i kwiaty — cóż naturalniejszego? Było to tylko powtórzenie tego, co, do niejakiego czasu, przynajmniej ze dwadzieścia razy się zdarzało — zabolało ją to jednak tak żywo, że konwulsyjnie chwyciła ramie Dbbbina, stojącego obok niej i zaledwie zdołała wyszeptać:
— Panie Willjamie — zawsze byłeś łaskaw dla mnie... słabo mi jakoś... chciałabym wrócić do domu.
Przez nieuwagę nazwala go po imieniu, tak jak Jerzy nazywał starego swojego kolegę. O kilka tylko kroków mieszkając, zauważała jednak na ulicy niezwykły ruch i krzątaninę.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.
34