Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
37

ojcu, który zawsze tak szlachetnie z nim się obchodził Burzą gwałtowną w jego duszy miotały naprzemian: nadzieja, zgryzota, ambicja, czułość i egoizm.
Usiadł i napisał do ojca. Już świtało kiedy skoń czył łist, zapieczętował i złożył na nim pocałunek. Po myślał o samotności nieszczęśliwego starca, o mnóstwie dowodów jego dobroci, mimo pozornej surowości.
Uchylił drzwi sypialni, rzucił okiem na łóżko, gdzie spoczywała Amelja. Łagodny i regularny oddech pod nosił jej łono; oczy miała zamknięte; mniemał że spi i ucieszył się widząc spokój rozlany na jej licu. — Ordynans jego już się zajmował pakowaniem rzeczy; dał mu znak żeby się spieszył co najciszej. Wahał się czy miał zbudzić Amelię, czy też prosić szwagra żeby ją zawiadomił o jego odjeździe? Jeszcze raz odchylił drzwi żeby na nią spojrzeć jeszcze. Nie spała, tylke umyślnie przymknęła oczy. Chciało mu biedactwo oszczędzić wyrzutów sumienia za tyle bezsenności z jego powodu. Widząc jednak że tym razem wkrótce wrócił z halu, lękliwe jej serduszko uradowało się, posunęła główkę ku niemu kiedy się na palcach oddalał — potem spokojnie zasnęła. Jerzy, chcąc ją pożegnać po raz ostatni, wszedł jeszcze raz jak najostrożniej, ujrzał przy słabem blasku lampy blade i łagodne lice. z powiekami opuchłemi od płaczu, wsparte na ramieniu cudnej białości i miękko zaokrąglone. Co za czystość w jej rysach — zarazem co za wdzięk, sło dycz i smutek! U niego przeciwnie co za egoizm, nieuczciwość i niedelikatność! Wszystkie błędy jego sta-