Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.
39

poduszek i miękkiej pościeli niż inni, co postanowili spędzić noc pomiędzy powinnością a przyjemnością.
— Peggy, kochana Peggy — mówił major, nasuwając szlafmicę na uszy — dajno pokój! Za dwa lub trzy dni rozpoczniemy taniec, o jakim się jeszcze nikomu nie śniło.
Wygodny spoczynek, po wychyleniu uczciwego kieliszka jałowcówki, stokroć mu się lepszym wydawał niż nudy i trudy zebrania wielkiego świata.
Co zaś do Peggy — żałowała ta szanowna dama że nie mogła okazać oczom ludzkim, przy blasku jarzących świateł, swojego turbanu i rajskiego ptaka. — Nagle — zastanowiły ją głęboko następujące słowa małżonka.
— Obudź mnie, proszę cię, na godzinę przed pobudką, około wpół do drugiej, kochana Peggy i nie zapomnij popakować mi rzeczy, bo nie wrócę na śniadanie.
Dawszy jej w ten sposób do zrozumienia, że pułk miał nazajutrz wymaszerować, major przestał mówić i zasnął.
Majorowa wstała — nie zdejmując kaftanika i papilotów, zrozumiała że trzeba zabrać się do dzieła mimo skłonności do snu.
— Będę miała czas wyspać się do woli kiedy Mik odjedzie — pomyślała sobie.
Co najrychlej upakowała walizę, wyczyściła mundur i kapelusz stosowany — ułożyła resztę bagaży pochodowych, tak żeby mąż jej mógł z łatwością znaleść pod ręką wszystko w porządku. Wsadziła do kieszeni od płaszcza nieco wiktuałów i oplataną flaszkę, zawie-