Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.
40

rającą prawie sporą kwartę wybornego koniaku który bardzo smakował jej i majorowi. Kiedy skazówka jej repetjera, który według jej zdania mógł współubiegać się w dzwonieniu z zegarem katedry, zatrzymała się na fatalnej godzinie i wydzwoniła ją ponuro jakby na pogrzeb — majorowa obudziła swojego małżonka.
Dała mu filiżankę kawy gorącej ze śmietanką, naj lepszej pewno, jaką o tej porze ugotowano w Brukseli. Delikatna a chętna usłużność poczciwej tej małżonki czy nie powinnaby mieć w oczach wszystkich więcej zasługi niż potoki łez i ataki nerwowe, jakiemi uczuciowe kobiety objawiać zwykły czułość swoją. Czyż ta kawa, jaką razem pożywali, przy odgłosie trąb i bębnów, grzmiących w rozmaitych częściach miasta; nie była właściwszą od czczego żalu i boleści nie zawsze prawdziwie uczutych? Przynajmniej major pokazał się na paradzie świeży, wesoły, z czerstwemi policzkami i starannie ogolonę brodą; marsowa mina jego na koniu obudzała zaufanie i wywoływała dobry humor a wszystkich żołnierzy.
Wszyscy oficerowie skłonili się majorowej, kiedy pułk maszerował koło bałkonu, gdzie to poczciwe kobiecisko wyszło umyślnie. Jeżeli nie towarzyszyła pułkowi na pole bitwy, to z pewnością nie dla braku odwagi, ale przez delikatność i skromność niewieścią; za to najserdeczniejsze życzenia słała za dzielnymi żoł nierzami. W ważnych okolicznościach pani O’Dowd zwykła była czytywać jak najpilniej kilka kartek olbrzymiego zbioru kazań, wydanego przez jej wuja dziekana. Kiedy wracając z Indji zachodnich podczas okro-