Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.
61

kie te powiastki, chociaż nieco zachwiały jego zaufanie jeszcze go zbyt żywo nie przeraziły.
— Podaj mi wasan surdut, kapelusz i chodź za mną — zawołał. — Sam pójdę na miasto wywiedzieć się i osądzić prawdziwość tych pogłosek.
Izydor wściekał się, bo Jos wdział na siebie czamarkę z potrzebami.
— Milord zdaje mi się lepiejby zrobił żeby wziął inną suknię, która nie ma takiego wojskowego kroju. Francuzi poprzysięgli wytępić co do nogi wszystkich żołnierzy angielskich.
— Cicho i precz z temi uwagami — odrzekł rezolutnie Jos z bohaterską nieustraszonością, biorąc na siebie czamarkę.
W tej chwili właśnie weszła pani Rawdon. Zastawszy drzwi otwarte, nie zadzwoniła przy wejściu.
Rebeka wyglądała nie mniej pięknie i elegancko jak zwykle. Odpocząwszy wygodnie i długo po odjeździe Rawdona, odzyskała znowu dawną świeżość cery — aż przyjemnie było patrzeć na jej tważyczkę różo wą i uśmiechniętą — pośród fizjonomji bladych i niespokojnych, jakie się co krok w mieście spotykało. Nie mogła się wstrzymać od śmiechu na widok Josa, usiłującego co najprędzej wdziać swoją czamarkę.
— Czy pan myślisz udać się do armji, panie Jos? zagadnęła. — Któż zostanie w Brukselli żeby się opiekować nami, biednemi kobietami?
Wdziawszy nareszcie czamarę, uwodziciel nasz zbliżył się zarumieniony, wybełkotał kilka słów przepro-