Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.
62

szenia do pięknej odwiedzicielki, zapytując jak zniosła trudy balowe i wypadki dzisiejszego poranku?
Pan Izydor tymczasem poszedł schować kraciasty szlafrok.
— Jak to grzecznie z pańskiej strony że raczysz się łaskawie troszczyć o moje zdrowie — rzekła ściskając w obu dłoniach rękę Josa. — Chwała Bogu, pan przynajmniej jesteś spokojny i zachowałeś krew zimną, tymczasem inni wszyscy wyglądają jakby nie swoi. A nasza Emmy? Strasznie musiała się zmartwić z powodu rozstania.
— Przerażająco! — wtrącił Jos.
— Wy wszyscy mężczyźni to macie kamienne serca; rozstanie, niebezpieczeństwa, nic panów nie wzrusza. Pan udajesz się do wojska, prawda? Chcesz więc pan oddać nas na pastwę naszemu smutnemu losowi? Wiedziałam to dobrze... odgadłam... Miałam jakby nieomylne przeczucie. Sama myśl że możesz pan nas porzucić przerażała mnie, bo nie raz będąc samą myślałam o panu, panie Jos, to też przybiegłam i zaklinam pana porzuć swój zamiar, nie opuszczaj nas!
W następujący sposób można było przeinaczyć jej słowa:
— Szanowny panie! W razie, gdyby wojsko nasze poniosło klęskę i zmuszone zostało cofać się, masz wyborny powóz, gdziebym chętnie chciała mieć wygodne miejsce dla siebie.
Czy przenikliwość Josa zdołała odgadnąć to znaczenie ukryte? Nie możemy za to zaręczyć. Jos zkądinąd żywił dla niej głęboką urazę za obojętność z jaką