Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.
71

Crawley, bardzo się zdziwiła kiedy się Rebeka zbliżyła mówiąc że biedna, kochana pani Osborne niebezpiecznie zachorowała, że prawie szaleje ze zmartwienia, że zresztą byłby to dobry uczynek ze strony pani O’Dowd gdyby ją poszła pocieszyć.
— Mam dosyć własnych zmartwień — odparła poważnie majorowa — a biedna Amelka nie musi bardzo pragnąć niczyich odwiedzin. Jednakże — jeśli jest tak niebezpiecznie chorą, jak pani powiadasz, i jeżeli pani zajęcia, mimo tylu zapewnień że ją tak kochasz serdecznie, nie dozwalają zostać jej przy niej — zobaczę co będę mogła uczynić. Najniższa sługa pani mojej.
Po tych słowach dama w turbanie z lekka skinąwszy głową — oddała ukłon pani Crawley, której towarzystwa wcale sobie nie życzyła.
Bekky z uśmiechem na ustach — zatrzymała się spoglądając na obchodzącą majestatyczną majorowę. Nareszcie nie mogła wytrzymać i rozśmiała się na głos, gdy majorowa cisnęła na nią z boku jakby strzałę Parta, ostatnie, przeszywające spojrzenie.
— Wesoła, nader wesoła to osóbka — mruczała Peggy. Od zmartwienia i płaczu nie będą jej nigdy bolały oczy — to — pewna.
Weszła szybko do mieszkania pani Osborne.
Biedna Amelja jeszcze stała przy łóżku — tak jak ją zostawiła Rebeka. — W obłędzie cierpienia nie usiadła. Pani majorowa, energiczniejszego i silniejszego ustroju usiłowała, o ile potrafiła, pocieszyć młodą przyjaciółkę.
— Moje dziecko, moja Amelko, nieco odwagi! —