Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.
74

W sieniach i oknach wszystkich domów ukazywały się blade i niespokojne twarze, a po ulicach miasta snuły się tłumy milczące i posępne.

XXXII.
Pan Jos pierzcha.

Pióro nasze nader słabe by skreślić zdołało sceny zbiegowisk i przestrach, jaki wtedy panował w Brukseli. Tłumy ludu cisnęły się ku bramie Namurskiej, położonej w kierunku skąd słychać było huk dział. Mnóstwo konnych gnało w tamtą stronę, żeby się czego pewnego dowiedzieć. Na ulicach wszyscy się nawzajem dopytywali o nowiny. Najwięksi panowie i największe damy angielskie raczyły rozmawiać z pierwszym lepszym przechodniem.
Stronnicy Napoleońscy biegali tędy i owędy przepowiadając z gorączkowym zapałem tryumf cesarza. Kupcy pospiesznie zamykali sklepy, biorąc udział w niespokoju i obawie tłumów. Kobiety tłoczyły się po kościołach, zalegały kaplice, wiele nawet modliło się klęczący w kruchcie. Głuchy huk dział powtarzał się co minuta. Wozy naładowane zbiegami krzyżowały się po mieście, dążąc ku rogatkom Gandawskim. Przepowiednie stronnictwa napoleońskiego wydawały się już rzeczą dokonaną.
— Zgniótł na miazgę wrogów — mówiono — maszeruje ku Brukselli.
— Za jednym zamachem zmiecie Anglików i przybędzie tu do nas dzisiaj wieczorem — szeptał pan Izydor do swojego pana.