Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.
77

podoba, panie Sedley — co do mnie, zaręczam panu że tu zostanę z Amelją.
— Chcę żeby Amelja odjechała — ryknął Jos tupając znowu.
Pani O’Dowd dumnie się wsparłszy pod boki, zagrodziła mu drzwi od sypialnego pokoju.
— Istotnie co za dobry brat z pana, panie Sedley, zawołała — pojedziesz jednak pan sobie sam schronić się pod spodniszkę mamuni. Życzę panu szczęśliwej podróży, mój panie szanowny — a zwłaszcza wyląduj pan bez burzy — jak to piosnka powiada. Jednakże radziłabym panu zgolić wąsy, bo mogą panu bardzo zaszkodzić.
— Do stu piorunów! — jęknął Jos, miotany złością, obawą i wściekłością.
Nagle wszedł Izydor.
— Ani jednego konia w tem przeklętem mieście — mruknął posępnie.

W istocie pozabierano wszystkie czworonogi, bo nietylko sam Jos uczuwał wpływ przestrachu, którego okropne i dokoczliwe cierpienia miały wkrótce dojść u niego do ostatecznego kresu. Paulina, służąca, miała swojego człowieka[1] jak go nazywała, w szeregach armji, wysłanej przeciwko Napoleonowi. Człowiek ten rodem z Brukselli, służył u huzarów Belgijskich. Ro dacy jego odznaczali się w tej wiekopomnej walce — wcale nie walecznością; młody zaś Begulus Van Cussem, kochanek Pauliny, za nadto znał dobrze powinność

  1. Anglicyzm oznaczający męża lub kochanka.