że wszystkie konie z miasta zabrano. Przy każdej odpowiedzi serce Josa pękało ze strachu.
— Czyżbym musiał iść pieszo? — pomyślał oswajając się z tą myślą. Pod wpływem strachu ciężki ten człowiek leciałby zapewne jak na skrzydłach.
Wszystkie prawie hotele, wychodzące na park zajmowali Anglicy. Jos zaczął na chybił trafił łazić po tej części miasta, mieszał się do gromadek przechodniów, podsłuchiwał co mówią i przekonał się że wszystkich porówno z nim przejmowała obawa i ciekawość. Kilka rodzin, szczęśliwym trafem zdoławszy dostać koni — na gwałt wyjeżdżało z miasta. Najwięcej jednak znajdowało się takich, co żadną cenę nie potrafili wydostać choćby jasnokościstej szkapy od brony. Pomiędzy nieszczęśliwymi tej kategorji Jos dostrzegł lady Bareacres i jej córkę, w bramie hotelu siedziała w powozie upakowanym — brak im jedynie było do ucieczki tego samego środka co Józefowi: koni.
Pani Rebeka Crawley mieszkała w tym samym hotelu co damy. Dotychczas z obu stron usiłowano w najmniejszych szczegółach dać sobie uczuć wzajemną nienawiść. Jeżeli wypadkiem milady Bareacres spotkała panią Crawley na schodach, natychmiast odwracała głowę przesadnie. Ilekroć w jej obecności wymieniono nazwisko sąsiadki, nie omieszkała zaraz przytoczyć o niej mnóstwa złośliwych szczegółów. Hrabina nie mogła strawić poufałości jenerała Tufto z żoną adjutanta — a lady Bjanka unikała jej jak morowego powietrza. Sam tylko hrabia, kiedy mógł ujść baczności żony i córki, witał ją grzecznie i chętnie kilka słów zamienił.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.
83