Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.
84

Za tyle zniewag mogła się wreszcie pomścić Rebeka. Wszyscy w hotelu wiedzieli że konie kapitana Crawley zostały w stajni. Jak się tylko trwoga rozeszła po mieście, lady Bareacres raczyła posłać do Rebeki pokojówkę z ukłonami i zapytanie o cenę, jakiejby za swoje konie żądała.
Pani Crawley przesłała jej także ukłony piśmiennie, dodając w bileciku że nie ma zwyczaju traktować z pokojówkami.
Po odebraniu tej treściwej odpowiedzi, samego hrabiego we własnej osobie wysłano do Becky. Poselstwo jednak jego także spełzło na niczem.
— Przysłać do mnie pokojówkę — do mnie! — zawołała pani Crawley, udając gniew i wściekłość. Cze mu milady Bareacres nie kazała jeszcze zaprządz koni do jej powozu? Czy to milady czy też pokojówka chce chce uciec z Brukseli? — Oto były jedyne słowa, jakie hrabia usłyszał od pani Crawley i powtórzył hrabinie.
Do czegóż jednak nie może skłonić konieczność? Po daremnych zabiegach hrabiego, sama hrabina poszła do pani Crawley, zaklinając żeby jej odstąpiła konie przyrzekając zapłacić ile tylko zażądała zobowiązując się nawet przyjąć Becky u siebie w pałacu Bareacres.
Pani Crawley parsknęła śmiechem.
— Wierzaj mi pani — mało mnie bardro obchodzi poznać kolor liberji pani — odrzekła szyderczo. Radziłabym tylko pani przywdziać żałobę po Anglji a przynajmniej po brylantach. Nie obawiaj się pani, Francuzi je wynajdą. Za parę godzin zobaczysz ich pani w Bru-