Rawdon jej zalecił ażeby za niższą cenę nie sprzedawała. Lord Bareacres, mieszkający o piętro niżej, ofiarował jej tyleż — ale życzliwość, przywiązanie bez granic do rodziny Sedlejów, skłoniły ją do sprzedania tych koni Josowi. Zresztą najdroższy pan Jos miał za nadto dobre serce, żeby nie zrozumiał iż w obecnych okolicznościach trzeba żyć każdemu. Słowem przy najczulszych oświadczeniach nie można się było okazać ściślejszym, twardszym w interesie, jak nasza Bekky.
Jos — jak to łatwo można było przewidzieć — zgodził się wreszcie na cenę, jednakże suma, jaką miał wypłacić, tak była znaczną, że musiał poprosić o chwilę zwłoki. Suma rzeczona stanowiła prawie majątek dla Rebeki. Obrachowała natychmiast że ta suma z dodatkiem wartości innych rzeczy Rawdona i pensji, którąby jako wdowa pobierała, gdyby jej najukochańszy padł na polu bitwy, mogłaby stworzyć położenie niezależne i odtąd już jej nieprzerażało owdowienie.
Parę razy w ciągu wieczora — myślała żeby się wydalić, uciec jak inni. Dobrze jednak namyśliwszy się, postanowiła inaczej:
— Przypuściwszy że Francuzi wkroczą — cóż mogą zrobić złego żonie biednego oficera? Przecie nie żyjemy w czasach barbarzyńskich, kiedy mordowano tylko, rabowano i palono. — Pozwolą nam wrócić do kraju — a ja będę mogła na stałym lądzie z pieniędzy moich żyć wcale przyzwoicie.
Jos z Izydorem zeszedł natychmiast po lądzie żeby obejrzeć konie i zaraz kazał je osiodłać — chciał odjechać jeszcze tej samej nocy, zostawiwszy więc Izydora
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T2.djvu/92
Ta strona została uwierzytelniona.
88