pieczeń baranią z kalarepą, którą pułkownik jadł z najlepszym apetytem. Zapytano go czy dla uczczenia swego przybycia na każe wystrzelić z butelki szampańskiego wina, Rawdon naturalnie chętnie na to zezwolił: damy piły jego zdrowie, a miss Moss rzuciła na niego wymowne spojrzenie.
W środku objadu usłyszano dzwonek. Chłopiec z czerwonemi włosami wybiegł otworzyć i po chwili powrócił oznajmując że posłaniec pułkownika przyniósł do niego list i pakiecik.
— Niechże pan pułkownik nie robi sobie żadnej subjekcji, bardzo proszę — powiedział Moss.
Rawdon drżącą ręką otworzył list. Było to piękne pismo jego małżonki na pachnącym różowym papierze, zielonym lakiem zapieczętowane.
„Mój biedny kotku — pisała mistress Crawley — przez całą noc nie mogłam zamknąć oka, nie wiedząc co się stało z moim starym tyranem. Zaledwie się uspokoiłam trochę sprowadziwszy pana Blench, bo trzęsłam się z gorączki. Zapisał mi jakąś miksturę i przykazał Finetee żeby mnie nie budzono pod żadnym w świecie pretekstem. Tym to sposobem mój dobry mężu, twój posłaniec, który — jak mówi Finetka — nie bardzo świetnie wygląda i trąci wódką, musiał czekać w przedpokoju aż do chwili kiedy sama zadzwoniłam. Łatwo zrozumiesz, mój biędny mężu, w jakiem byłam stanie odebrawszy list twój nieczytelnemi znakami skreślony.
„Chociaż zupełnie chora, posłałam natychmiast po powóz, ubrałam się w mgnieniu oka, i nie mając odwagi wypić mojej czekolady (którą wtenczas tylko lu-
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.
102