Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.
103

bię kiedy mi ją mój stary tyran przyniesie), pojechałam do Nathan’a, lecąc jak tylko konie wyskoczyć mogły. Klęczałam przed nim, płakałam, jęczałam; ale nic tego okrutnika zmiękczyć nie potrafi. Potrzeba mu — mówił mi — wszystkich pieniędzy, inaczej nie wypuści mego starego potwora z więzienia. Wróciłam z postanowieniem zrobienia smutnej wizyty mojej cioci, żeby oddać tej kochanej cioci resztę zostających mi jeszcze gałganków i klejnocików, bo większa część u niej się już znajduje. Baran bułgarski był u mnie z milordem, żeby, mi powinszować talentu i powodzenia na wczorajszem przedstawieniu. Potem przyszedł Paddington, za nim Champignac, następnie jego ambasador, każdy z tą samą nudną litanją czczych komplementów. Byłam jak na torturach nim się pozbyłam tych natrętów, bo każda minuta niewoli mego biednego więźnia była wiekiem dla mnie.
„Kiedy wszyscy powychodzili rzuciłam się do nóg milorda, wyznałam mu że wszystko zastawić musimy, i błagałam o pożyczenie mi dwiestu funtów. Zaczął się rzucać i gniewać jak szalony, mowiąc mi żebym nie robiła głupstwa i nic nie zastawiała, zapewniając że mi przyjdzie z pomocą. Zaraz potem wyszedł, ale ponowił jeszcze raz obietnicę że jutro rano przyszle mi to co potrzeba. Czekam niecierpliwie spełnienia tej obietnicy, bo mi już pilno zobaczyć i czule ucałować mego starego potwora.

„Twoja na wieki:
Becky“.