Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/113

Ta strona została uwierzytelniona.
109

— Zdejm to wszystko.
Becky zdjęła bransolety i pierścienie, które zaledwie się w jej garści pomieścić mogły, i podniosła oczy na sędziego, zapytując go wzrokiem co ma z tem zrobić?
— Rzuć mi na ziemię te klejnoty djabelskie! — rzekł Rawdon groźnie.
Becky rzuciła mu je pod nogi. Rawdon wyjął jej broszkę poniżej gorsu zapiętą, i cisnął ją na głowę lorda, robiąc mu głęboką kresę, która już do śmierci na szlachetnem czole lorda została.
— Idź za mną! — powiedział znowu Rawdon do żony.
— Rawdonie, nie zabijaj mnie! — wołała składając błagalnie ręce na piersiach.
Pułkownik dzikim wybuchnął śmiechem.
— Chcę wiedzieć czy ten łotr mówiąc o pieniądzach kłamał tak bezczelnie jak w tem co mówił o mnie! Mów, czy brałaś pieniądze od niego?
— Nie — odpowiedziała Rebeka — to jest...
— Klucze! — zawołał Rawdon.
I wyszli oboje.
Rebeka oddając klucze mężowi zatrzymała jeden w nadziei że Rawdon się nie dopatrzy. Był to kluczyk od szkatułki, darowanej Rebece niegdyś przez Amelję. Rawdon przewracał w pudełkach i wyrzucał wszystkie rzeczy na ziemię, a znalazłszy ową szkatułkę starannie chowaną, zmusił żonę żeby mu ją otworzyła. Były tam różne papiery, dawne bileciki miłośne małe, klejnociki i świecidełka kobiece. Na spodzie znajdował się pugi-