Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.
117

wymówił się od uprzejmych zaprosin lady Joanny, ścisnął serdecznie jej rękę i odszedł. Joanna przejęta była głębokiem wspułczuciem; serce jej mówiło że nad Rawdonem zawisło jakieś wielkie nieszczęście; ale nie śmiała pytać się męża, a ten nie wdawał się w żadne objaśnienia.
W kilka minut potem Rawdon stukał silnie młotkiem w głowę Meduzy umieszczonej na bramie Gaunt-House. Odźwierny w czerwonej kamizelce ze srebrnemi galonami wychylił z przerażeniem głowę do Sylena podobną, a zobaczywszy człowieka, którego ruchy i nieład w ubraniu wydawały się dosyć podejrzane, chciał bronić siłą wstępu napastnikowi. Ale pułkownik podał mu swój bilet wizytowy do wręczenia lordowi Steyne, z nadmienieniem że od godziny pierwszej będzie czekać cały dzień w Regent-Clup, i że tam tylko należało się zgłaszać, nie zaś do jego domu żeby się z nim widzieć. Odźwierny na to osłupiał ze ździwienia i patrzył na odchodzącego pułkownika z takiem zadziwieniem jak wszyscy ci, co go na ulicy spotkali. Swawolny ulicznik, kupiec ziewający we drzwiach magazynu, szynkarz zamykający okiennice na czas niedzielnego nabożeństwa, jednem słowem, wszyscy brali go za zbiegłego warjata, i najzabawniejsze o nim robili uwagi aż do chwili kiedy pułkownik wsiadając do dorożki kazał się zawieść do koszar przy Knightsbridge. Dzwony rozlegały się we wszystkich dzielnicach miasta kiedy Rawdon wysiadał z powozu. Gdyby nie pomieszanie, w jakiem się znajdował, byłby zapewne poznał Amelję idącą z Brompton do kościoła przy Russel Square. Uczniowie