Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
127

słowa swej pani. — Na mojej sofie! Hm! To chyba na sofie mistress Raggles; bo przecież to sofa milorda i mistress Raggles, rozumiesz pani? Oni to dobrze zapłacili gotóweczką; oj! zapłacili drogo za to wszystko co tu jest! A siedzę tu, bo mi się podoba czekać aż mi zapłacą moją pensję i będę siedzieć; i któż mi co zrobi? Ho! ho!
To powiedziawszy nalała sobie znowu kieliszek i jednym tchem wychyliła.
— Trotter! Simpson! — wyrzucić mi tę pijaczkę za drzwi! — wołała mistress Crawley.
— To niech ją pani sama wyrzuca! — odpowiedział lokaj. — Ja tylko chcę swoją pensję odebrać, potem niech pani i mnie wyrzuci; nie będziemy się bardzo bronić!
— Cóż to wy sobie myślicie wszyscy że jesteście tu na to tylko żeby mnie znieważać! — zawołała Becky ze złością. — Niech tylko pułkownik Crawley wróci, to ja wam!...
Ta groźba zamiast przestraszyć buntowników, głośne śmiechy wywołała. Raggles pogrążony w smutne rozmyślania nie mieszał się do tych zatargów.
— Oj nie powróci on już tu, co nie to nie! — odrzekł pan Trotter. — Już przysyłał po swoje rzeczy; ale ja nic nie wydałem, chociaż pan Raggles sam pozwalał. Taki on pułkownik jak i ja, albo to nieprawda? A teraz, kiedy on zemknął, to i ona chciałaby to samo zrobić. Oj! to para dobrana, nie ma co mówić, oboje człowieka obdarliby ze skóry, a rodzonego brata by oszu-