Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
141

czywiście można panu powinszować, czego też szczerze teraz dopełniam. Wiadome jest panom zapewne imie potężnego protektora, któremu mój zacny przyjaciel Crawley zawdzięcza to wszystko co go dziś spotyka?
— Niech mnie djabli porwą jeżeli wiem, powiedział kapitan.
Rawdon poczerwieniał jak gdyby apopleksją tknięty.
— Któż inny mógłby to zrobić jeżeli nie najszlachetniejszy człowiek na kuli ziemskiej, jeden z najwięcej wpływowych obywateli w naszym kraju, którego przyjaźnią się chlubić mogę; któż inny jak nie margrabia Steyne?
— Nim przyjmę od niego posadę, musimy pierwej zaglądnąć sobie w oczy o piętnaście kroków odległości, mruknął Rawdon, dodając energiczne wyrazy przekleństwa.
— Masz pan widocznie jakąś urazę do mego dostojnego przyjaciela, odrzekł Wenham spokojnie; ależ w imię sprawiedliwości i zdrowego rozsądku zaklinam pana, powiedz mi przecie za co?
— Za co! zawołał Rawdon zdumiony.
— Za co! powtórzył kapitan, stukając laską o podłogę.
— Prawdziwie, moi panowie — rzekł Wenham z najsłodszym uśmiechem, zastanówcie się jako ludzie honoru, i powiedźcie sami czy wina nie jest po stronie pułkownika? Po krótkiej niebytności w domu, pułkownik wraca do siebie i zastaje... kogo? lorda Steyne na ko lacji u mistress Crawley. Cóż w tem jest tak nadzwyczajnego, żeby tyle robić hałasu? Przecież to już ze sto razy się powtarzało. Hunorem i sumieniem zaręczyć