skiego napełnił ją przekonaniem że nie ma dziecka któreby dobrocią serca synowi jej dorównać mogło. Już myśl ta sama dała jej kilka tygodni szczęścia. Wieczorem zasypiała kładąc minjaturę pod poduszkę; a któż policzy łzy, któremi ją codzień skrapiała, modlitwy i westchnienia, które do nieba zasyłała trzymając ukochany wizerunek w ręku. Jakże mało było potrzeba do obudzenia w jej sercu wdzięczności dla tych, których kochała! Od chwili rozłączenia się z synem nigdy jeszcze Amelja nie doznawała takiego szczęścia, tak żywej radości!
W krótkim przeciągu czasu Zorż nabrał manjer prawdziwego dżentelmena: przy objedzie nalewał wina swoim sąsiadkom, a sam wychylał kieliszki szampana z takim animuszem, że dziadek był w zachwyceniu patrząc na niego.
— Czy widziałeś pan kiedy podobnego chłopca? — mówił stary trącając łokciem swego sąsiada. — Na honor nie brak mu nic więcej jak brzytwy i faworytów; wszakże to skończony dżentelmen.
Przyjaciele pana Osborne nie byli może tak jak on zachwyceni sprytem i przymiotami chłopca. Pan Coffin me bardzo był kontent z nagłego przerywania mu opowiadań w najefektowniejszych miejscach przez małego Żorża. Pułkownik Fogny, rozmarzony winem i chwiejący się na nogach, nie znajdował żadnej przyjemności kiedy Żorż potrącał go silnie i zmuszał do chwytanią się za stoły lub inne sprzęty. Mistress Toffy nie była również zbyt wdzięczną małemu, kiedy trącając ją w łokieć wylewał cały kieliszek czerwonego wina na żółtą
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.
155