Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.
155

skiego napełnił ją przekonaniem że nie ma dziecka któreby dobrocią serca synowi jej dorównać mogło. Już myśl ta sama dała jej kilka tygodni szczęścia. Wieczorem zasypiała kładąc minjaturę pod poduszkę; a któż policzy łzy, któremi ją codzień skrapiała, modlitwy i westchnienia, które do nieba zasyłała trzymając ukochany wizerunek w ręku. Jakże mało było potrzeba do obudzenia w jej sercu wdzięczności dla tych, których kochała! Od chwili rozłączenia się z synem nigdy jeszcze Amelja nie doznawała takiego szczęścia, tak żywej radości!
W krótkim przeciągu czasu Zorż nabrał manjer prawdziwego dżentelmena: przy objedzie nalewał wina swoim sąsiadkom, a sam wychylał kieliszki szampana z takim animuszem, że dziadek był w zachwyceniu patrząc na niego.
— Czy widziałeś pan kiedy podobnego chłopca? — mówił stary trącając łokciem swego sąsiada. — Na honor nie brak mu nic więcej jak brzytwy i faworytów; wszakże to skończony dżentelmen.
Przyjaciele pana Osborne nie byli może tak jak on zachwyceni sprytem i przymiotami chłopca. Pan Coffin me bardzo był kontent z nagłego przerywania mu opowiadań w najefektowniejszych miejscach przez małego Żorża. Pułkownik Fogny, rozmarzony winem i chwiejący się na nogach, nie znajdował żadnej przyjemności kiedy Żorż potrącał go silnie i zmuszał do chwytanią się za stoły lub inne sprzęty. Mistress Toffy nie była również zbyt wdzięczną małemu, kiedy trącając ją w łokieć wylewał cały kieliszek czerwonego wina na żółtą