Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
12

Jerzy Gaunt, osadzony w domu obłąkanych w Rio-Janeiro, nową dekoracją — koszulą warjatów — ozdobiony został.
Matka, dla odkupienia swoich przewinień, odwidzała trzy razy na tydzień biednego idjotę. Niekiedy na widok matki wybuchał dzikim śmiechem, o wiele przykrzejszym, aniżeli zwykłe jego krzyki. Czasem zaś były dyplomata bawił się zabawkami dziecinnemi i nosił na ręku lalkę córeczki dozorcy, jakby kołysząc ją do snu. Wówczas poznawał matkę, ale to były chwile prędko przemijające; najczęściej patrzył na matkę wzrokiem nieokreślonym, błędnym; zdawało się, że wszelkie ślady wspomnień matki, żony, dzieci, aż do marzeń o sławie, dostojeństwach i próżnych zaszczytach — wszysstko to zatarło się na zawsze w jego pamięci.
Ani korona, ani tarcza herbowa rzeźbiona na bramie i na przedniej stronie pałacu, nie były w stanie zasłonić ów ród starożytny od tajemniczej spuścizny, która na wielu członkach tej rodziny piętno swoje wyryła.
Dzieci wychowywały się zawsze daleko od ojca, którego nigdy już widzieć nie miały, nie domyślając się nawet o strasznym spadku ciężącym nad ich nieszczęśliwemi głowami. W pierwszych latach dzieciństwa, można było nieraz między niemi usłyszeć rozmowę o spodziewanym powrocie ojca; ale z czasem imię to coraz rzadziej było u nich na ustach, aż w końcu opanowywały serce tej starej i nieszczęśliwej kobiety, ilekroć sobie pomyślała, że ojciec mógł ze swemi dostatkami zaszczytami przekazać dzieciom tak okropną spuściznę we krwi zaszczepioną. Ciężkie to było życie; bo