atłasową suknię, i zanosił się potem od śmiechu na na widok plam jakie wystąpiły na atłasie. Najwięcej darować mu nie mogła że obił jej trzeciego synka, rokiem od siebie starszego, który w dzień jakiegoś święta przyszedł z matką do Russel-Square. Pan Osborne przeciwnie, był bardzo dumny z tego zwycięstwa; dał nawet dwie gwineje wnukowi, obiecując mu tyleż za każde obicie starszego od siebie przeciwnika. Nie potrafilibyśmy określić dokładnie co pan Osborne widział tak chlubnego w tych walkach na kułaki, zdawało mu się jednak — sam dobrze nie wiedział dla czego — że dzieci nabierają tym sposobem śmiałości, i że jednym z głównych celów wychowania jest nauczyć młodzieńca zmuszać drugich do uległości i do poddania się jego woli. W takim to duchu — ze smutkiem wyznać potrzeba — wychowywano zawsze młodzież w Anglji.
Zachęcony pochwałami po zwycięstwie odniesionem nad małym Toffy, Żorż starał się częściej o nowe trofea. Razu jednego chłopiec piekarza wyśmiewał się z niego kiedy wystrojony podług ostatniej mody przechadzał się z widoczną chęcią zwrócenia na siebie powszechnej uwagi. Nasz mały elegant zdejmuje z siebie natychmiast piękne ubranie, oddaje je synowi pana Todd, jednego ze wspólników Osborn’a i występuje do walki. Na nieszczęście los mu tym razem nie dopisał wcale, bo dostał okropne cięgi, i wrócił do domu z podbitem okiem, z nosem zakrwawionym i w całkiem podartej koszuli. Potem powiedział dziadkowi że walczył z olbrzymem, a biedną matkę strasznie przeraził przesadnem opowiadaniem szczegółów tej bitwy.
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.
156