zatarła w nim zupełnie nieubłaganą surowość dla syna. Nie było rzeczy którejby Żorż z łatwością od dziadka nie otrzymał. Pan Osborne wylewał swoją żółć na na biedną córkę, która już weszła niezaprzeczenie w stadjum starej panny: dla Żorża, przeciwnie miał zawsze uśmiech na ustach, nawet kiedy się chłopiec na śniadanie spóźnił.
Z ciotką Żorż nie miał również żadnej trudności; czy mu chodziło o wydobycie słoika konfitur z szafy szczelnie zamniętej, czy o posiadanie jakiejś farby trzy manej w pudełku — za pomocą której miss Osborne zachować chciała taką samą świeżość jak za owych czasów kiedy brała lekcje malarstwa u pana Smee — Żorż umiał sobie zawsze poradzić, a jak tylko raz miał żądamy przedmiot w ręku, nie myślał więcej o ciotce.
Z przyjaciół Żorż miał dawnego przełożonego pensji, który mu dosyć pochlebiał i kolegę starszego od siebie, ale któremu można było ciosać kołki na głowie. Mistress Todd zostawiała go zawsze samego z piękną o śmioletnią córeczką, Różą Jemima i mawiała często:
— Oni są dla siebie stworzeni, bo to byłaby śliczna para! A kto wie co jeszcze z tego być może?
Te uwagi pogrążały w głębokie marzenia zapobiegliwą matkę, o tyle przytem ostrożną, że nigdy z niczem podobnem nie odezwała się w Russel-Square.
Drugi dziadek Żorża, ojciec jego matki, starzec nieszczęściami złamany, poddawał się podobnie despo tyzmowi wnuczka; bo jakże tu nie uszanować młodego dżentelmana tak pięknie wystrojonego i mającego groom’a na swoje rozkazy. Zresztą ucho Żorża było już
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.
165