Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
13

każda niemal chwila zatrutą była niepokojem, w ciągiem oczekiwaniu objawów choroby spadającej na dzieci jakby straszna kara za przewinienia przodków.
Lord Steyne nie był także wolny od złowrogich przywidzeń, a starał się utopić je w winie, i zagłuszyć hałaśliwą wrzawą orgji. W szale rozkoszy i zabaw nie raz zapominał o tem co go niepokoiło; pierwsza chwila samotności znowu przed nim to straszne wywoływała widmo, wzmagające się niemal z latami.
— Palec mój dotknął twego syna — myślał on często — czemużby ręka moja ciebie dosięgnąć nie mogła? Na moje skinienie drzwi izby więziennej mogą się jutro dla ciebie otworzyć, jak się dla twego syna Jerzego już otworzyły. Niech tylko dotknę twego czoła a wnet pożegnasz przyjaciół i towarzyszów rozpusty, tłumy pochlebców, zaszczyty i głośne zabawy z całym przepychem który cię otacza. I wszystko to zamienisz na to co twój syn obecnie posiada: cztery ściany, dozorca więzienny i garść słomy.
Milord rzucał się zapamiętale w szał zabaw światowych, żeby przytłumić głos niewidzialnego wroga, żeby zasłonić widok żelaznej ręki która go wszędzie ścigała. Dom jego urządzony z przepychem lśnił się od złota, rzeźb i tarczy herbowych, ale napróżno szukałbyś tam szczęścia. W tym domu a nie gdzieindziej odbywały się bale najwytworniejsze w całym Londynie ale tu właśnie najmniej było prawdziwej wełości, chyba pomiędzy tłumami gości którzy się ochoczo gromadzili około stołu milorda. Ba! a kto wie. — Czyby nawet i od niego nie uciekano, gdyby to nie był możny