Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.
167

Przez cały czas choroby matki Amelja nie odstępowała jej chyba tylko dla zobaczenia Żorża; ale i te krótkie chwile nieobecności gorżko chora wyrzucała jej. Biedna staruszka była za dni szczęśliwych czułą i wyrozumiałą matką; dziś niedostatek i nieszczęścia zmieniły jej usposobienie; ale ani zły humor, ani cierpkość i niecierpliwość nie zmniejszały przywiąznnia i poświęcenia Amelji. Przykrości, doznawane od chorej matki, odrywały niejako myśl Amelji od innych cierpień które jej dolegały. Na wszystkie skargi lub niecierpliwe narzekania chorej Amelja miała zawsze słowo pociechy, które tylko w czystem i kochającem sercu znaleść można. Co chwila podnosiła matkę, poprawiała poduszki zawsze źle dla chorej ułożone, i przyjmowała niezasłużone wymówki z niczem niezrównaną słodyczą. Nakoniec zamknęła matce oczy które przez tyle lat z taką czułością na nią patrzyły.
Teraz biedna Amelja przelała swoje najtkliwsze u czucia na osieroconego ojca, który już został sam jeden na świecie. Żona, dobre imię, majątek — wszystko było już dla niego bezpowrotnie stracone, Jedyną podporą upadającego na duchu i siłach starca, była córka, która ataczając go najczulszemi staraniami, ani na chwilę nie odstępowała. Zbytecznem sądzimy opisywać jej troskliwość i poświęcenie: ci, co kochać umieją, zapełnią w wyobraźni niedostatki naszego obrazu.
Pewnego dnia, kiedy uczniowie pana Veal znajdowali się w klasie, a kapelan hr. Bereacres gubił się w zawikłanych okresach swojej wymowy, piękny powóz zatrzymał się przed bramą obok znanego nam