wnodowodzącym i przy całej kompanji. No, ale chociaż mu brakuje manjery, za to ten człowiek ma głowę.
Kapitan chciał widocznie dowieść że tajemnice natury ludzkiej nie mniej są mu znane jak niezgłębione nurty oceanu.
Na odległość dziesięciu dni drogi od brzegów Anglji wiatr ucichł zupełnie i statek musiał się zatrzymać. Major Dobbin niecierpliwił się, złożeczył i oddawał się napadom złego humoru z taką gwałtownością, że towarzysze jego nie mogli wyjść z podziwienia patrząc na tego człowieka, którego dobrocią i wesołością wczoraj jeszcze się zachwycali. Nareszcie powiał znowu wiatr upragniony, nasz major skakał z radości jak dziecko; a kiedy dojrzał na horyzoncie dwie wieże Southamptońskie, jakże mu serce biło gwałtownie, jakże ogromną wydawała mu się przestrzeń, która go od lądu dzieliła!
Dobbin stał się tak popularnym że w chwili kiedy wsiadał z Sedley’em do łódki, która miała ich na ląd wysadzić, donośne „hurra“ rozległo się na statku. Chór ten mieścił w sobie wszystkich głosy, zacząwszy od kapitana statku i oficerów, aż do majtków i posługaczy okrętowych. Major poczerwieniał, i skinął głową na znak podziękowania za to sympatyczne pożegnanie Józef przekonany że owacja była na jego cześć urządzona, zdjął z głowy swój kapelusz ze złotemi frendzlami i kłaniał się uroczyście na wszystkie strony. Kilka ude-