Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.
189

twarzy, o rzadkich bokobrodach, w białej dosyć sztywnej chusteczce na szyi. Pan pastor (bo to był on) wyglądał jak Sandwiczanin; prowadził bowiem pod ręce dwie niewiasty, z których jedna w średnim wieku chuda i wrysoka — zupełnie do niego z rysów, postawy i ruchów podobna — druga maleńka, wynędzniała, w nowym kapeluszu, białemi wstążkami najeżonym, była owinięta elegancką salopą tak zręcznie że zegarek złoty, wiszący na piersiach, nie był wcale zakryty. Oprócz dwóch dam wspierających się na nim, pastor niósł jeszcze parasol, szal i koszyk, które go zupełnie swobody rąk pozbawiały. Nie mogąc zdjęciem kapelusza odpowiedzieć na ukłon miss Polly Clapp, pastor uprzejmie wykręcił głowę, podczas gdy panie odkłoniły się zimno i protekcyjnie, przeszywając surowym i podejrzliwym wzrokiem dziewczynkę, wspartą na ramieniu towarzysza w brunatnym surducie i z laską bambusową w ręku.
— Cóż to są za jedni? — zapytał major, któremu to trio dosyć się komicznem wydało.
Mary spojrzała na niego figlarnie.
— To jest nasz pastor wielebny Binney (major zadrżał na te słowa) z swoją siostrą miss Binney — odrzekła Polly Clapp. Oh, dosyć ona nas wynudziła swoją szkółką niedzielną, a ta druga mała kobietka, z pięknym zegarkiem na brzuchu — mówiła dalej Polly — to mistress Binney, z domu miss Grits. Ojciec jej miał handel korzenny pod „Złotym Dzwonem,“ w Kensington-Grawel. W przeszłym miesiącu pobrali się, a teraz wracają z Margate. Ona ma pięćset funtów dochodu,