Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.
193

Gdzie błądził myślą?... nie wiemy... to wszakże pewna że oczy jego nie opuszczały ani na chwilę Amelji, zwolna przed nimi o parę kroków idącej.
Przez cały wieczór radość i szczęście jaśniały na twarzy Amelji. Trudnoby obowiązki gospodyni wypełnić z większą jak Emmy uprzejmością, z bardziej porywającym wdziękiem. Takie przynajmiej było przekonanie majora, który jej z oka nie spuszczał. Ileż to razy pod skwarem palącego słońca Indji poczciwy Dobbin wywołał w swojej wyobraźni czarowny obraz tego anioła pociechy w starości i kalectwie rodziców, znoszącego niedostatek i nieszczęścia z takim spokojem, z taką godnością! Tym razem rzeczywistość według niego nie ustępywała marzeniom.
Dawno już major nie pił takiego nektaru jak herbata z rąk Amelji, która, jakby dla zabawy, podawała bez końca filiżanki jednę po drugiej. Uprzejma gospodyni nie domyślała się nawet że Dobbin nie jadł jeszcze objadu, który czekał na niego u Slaughetera w tem samem miejscu, gdzie kiedyś przed laty major nie jedną godzinę spędził wesoło przy stole, w towarzystwie Jerzego, kiedy Amelja była jeszcze dzieckiem i zaledwie z pensji od miss Pinkerton wróciła.
Jak tylko przyszli do domu Amelja pobiegła natychmiast do swego pokoju i przyniosła minjaturę Żorża dla pokazania jej majorowi. Dziecko ukochane było naturalnie daleko piękniejsze od portretu, ale czyż to nie dowodziło wymownie szlachetnego serca chłopczyka że najpierw pomyślał o zrobieniu matce przyjemności? Aż do chwili kiedy pan Sedley udał się na spoczynek,