zatrzymał się przed małym domkiem przy Curzon Street. Raggles miał z okna swego magazynu wspaniały widok, od którego oczu oderwać nie mógł; wszystkiemu się się też przypatrzył, zacząwszy od sutych piór, których folowanie przez szkła przejrzyste karety dostrzedz można było, aż do olbrzymich bukietów, zakrywających prawie lokajów, w nową liberję ubranych.
Sir Pitt w świetnym uniformnie ze szpadą w którą mu się nogi plątały, wysiadł poważnie z powozu. Mały Rawdon, z główką do okna przyklejoną, uśmiechał się do ciotki, która została w powozie i przesyłał jej całusy w powietrzu. Pitt wyszedł wkrótce z domu prowadząc pod rękę wyfjołkowaną damę, na wpół białą gazą osłoniętą i podnoszącą z wdziękiem długi ogon sukni z pięknej jedwabnej materji, złotem, czy srebnem przetykanej. Dama obdarzyła miłym uśmiechem baroneta, trzymającego drzwiczki powozu i wsiadła z książęcą niemal swobodą, jak osoba dla której powozy i bale dworskie nie są wcale nowością.
Sir Pitt wsiadł także do powozu kiedy ukazał się Rawdon w starym, wytartym uniformie, który się już nie zapinał, bo zokrąglonych form pułkownika w żaden sposób objąć nie mógł. Rawdon był już zdecydowany zawołać dorożkarza, któryby go zawiózł do pałacu monarchy, ale dzięki uprzejmym naleganiom bratowej został do powozu wpuszczony. Konie ruszyły i powóz unoszący dwie pary braterskie, zmieszał się z mnóstwem innych cugów, zaledwie postępujących w kierunku starego gmachu, dokąd szlachta Wielkiej Bretanji spieszyła by złożyć uczucia wierności u podnóża tronu,
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
17