lja wymówiła się bolem głowy, dodając że fortepian zupełnie jest zrujnowany i grać na nim prawie niepodobna, tak jest brzęczący i fałszywy.
Nie długo potem Amelja wyrzucała sobie egoizm i grubą niewdzięczność, której się dopuściła, nie względem Willjama wprawdzie, ale względem jego fortepianu. Żal jej było majora, postanowiła więc błąd swój naprawić.
Wieczorem kiedy byli zebrani w salonie, a Józef wierny swemu zwyczajowi chrapał w fotelu, Amelja rzekła nieśmiało do majora:
— Winnam pana przeprosić.
— Jakto? Za co? zapytał Dobbin.
— Ale... za ten fortepian... nigdy nawet nie podziękowałam panu, chociaż już tyle lat minęło jak mi go dałeś... jeszcze przed moim ślubem... zawsze myślałam że go mam od kogo innego... Dziękuję panu serdecznie, panie Willjamie.
Kończąc te słowa podała majorowi rękę; biedna kobieta była tak wruszona że oczy jej łez były pełne.
Dobbin nie mógł już dłużej ukrywać tego co mu na sercu ciężyło.
— Ameljo, Ameljo! — powiedział — kiedy ci ofiarowałem ten fortepian, kochałem cię tak, jak cię dziś jeszcze kocham, bo muszę ci to wyznać nakoniec. Uczucie to obudziło się we mnie w chwili kiedym cię pierwszy raz zobaczył, kiedy Jerzy zaprowadził mnie do twoich rodziców, żeby mnie swojej narzeczonej przedstawić. Pamiętam jak dziś tę młodą dziewczynkę w białej sukience z rozpuszczonemi włosami, wbiegającą do
Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.
211