Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.
212

pokoju z piosnką na ustach. Wieczorem byliśmy wszyscy w Wauxhalu; odtąd o jednej tylko myślałem kobiecie. O! tak, w ciągu dwunastu lat nie było ani jednej godziny żebym o niej nie myślał. Wyjeżdżając do Indji przyszedłem jej to wyznać, ale znalazłem taki chłód, taką obojętność, że odwagi mi brakło, Widziałem dobrze że ani moja obecność ani wyjazd nie mo gły cię zupełnie obchodzić.
— O! ja byłam niewdzięczną, to prawda! — odpowiedziała Amelja.
— Nie, nie; ale obojętną! — mówił major tonem rozpaczliwym. Jakież zresztą miałem prawo marzyć o wzajemnem uczuciu? Dziś wiem już dobrze co mi pozostaje. Rozumiem że pani masz serce zranione, dowiedziawszy się od kogo fortepian pochodzi. Teraz tylko proszę żebyś mi przebaczyć chciała chwilę zapomnienia; nigdybym się nie ośmielił do tego wyznania, gdybym był nie sądził że stałość i tyloletnie poświęcenie mają jakąkolwiek wartość i za mną przemówić mogą.
— To pan jesteś teraz okrutny i niesprawiedliwy, kiedy możesz mie tak boleśnie dotykać — odezwała się Amelja coraz więcej się ożywiając. — Jerzy był moim mężem na ziemi i jest nim dziś, chociaż go na tym świecie już nie ma. Jakżebym mogła kochać kogo innego, kiedy należę zawsze do niego tak dziś, jak i wtenczas, kiedy pan mnie pierwszy raz widziałeś, panie Willjamie. On mnie nauczył cenić twoją szlachetność i kochać cię jak brata. Bo czyż nie byłeś pan praw dziwym moim przyjacielem i opiekunem mego dziecka? Nie było ofiiary, przed którąbyś się pan cofnął dla nas!