Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.
213

O! mój najlepszy przyjacielu, gdybyś był wrócił tu o kilka misięcy pierwej, możebyś mi oszczędził ciężkiej boleści rozłączenia się z moim synem. Mój Boże! myślałam że tego przeżyć nie potrafię; modliłam się, wzywałam cię myślą kiedy mnie dziecko zabierano. O! kochany panie Williamie, Żorż ma czystą i szlachetną duszę; kochaj go i bądź jego i moim przyjacielem!...
Amelja umilkła, wzruszenie nie dozwoliło jej mówić; oparła głowę o ramię majora który objął ją jak dziecko i pocałował w czoło.
— Możesz być pewna, Ameljo że nigdy się dla was nie zmienię! — powiedział. — Nie żądam w zamian nic więcej, oprócz życzliwości. Pozwól mi tylko żebym mógł tu pozostać i często cię widywać!
— O tak! — odpowidziała Amelja.
Zacny major cieszył się że wolno mu będzie ją widywać, a może i marzyć o lepszej przyszłości, jak mały uczeń, kiedy nie mając grosza w kieszeni, może wzdychać i przypatrywać się do woli ciastkom przy oknie piekarza.

XIV.[1]
Powrót do spokojniejszego życia.

Po tylu ciężkich próbach i przeciwnościach, los Amelji zaczął się nakoniec polepszać. Zobaczymy ją teraz w innym świecie od tego w którym dokąd żyła: nie będzie to zapewne towarzystwo wielkiego tonu i wyszukanej ogłady, do którego mistress Becky tak zręcznie umiała się wcisnąć, ale mniejsze kółko, któremu przecież nie zbywa na pretensji do form arystokratycznych i tego smaku, co się modą zowie. Józef miał

  1. Przypis własny Wikiźródeł W tomie III są dwa rozdziały o numerze XIV.