Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.
218

przybierał dziwnie imponującą powagę, która go o wiele zabawniejszym, niż był przedtem, czyniła. Jeżeli mógł się naprzód dowiedzieć kiedy Żorż ma być w domu, to można było liczyć na pewno że miał niby jakąś partję w klubie na ten dzień ułożoną. Nikt się tem, o ile wiemy, nie smucił a nawet w dnie tylko stary Sedley wychodził z swego pokoju i zostawał z wszystkimi w salonie, gdzie rozmowa toczyła się swobodnie w kółku rodzinnem, do którego i major Dobbin zdawał się należeć, a mówiąc nawiasem, pełne miał do tego prawo. Nie byłże on prawdziwym przyjacielem, a tem samem niejako członkiem rodziny?
— Mógłby był zostać sobie w Madras — mawiała miss Anna o swoim bracie — nie warto było wracać po to żeby nigdy w domu nie siedzieć.
— Ależ szanowna miss Anno, major cię do ołtarza prowadzić nie myśli!
Józef Sedley prowadził żywot szlachecko próżniacki jak to znakomitemu dygnitarzowi przystało. Najpierwszem jego staraniem było uzyskać wstęp do Wschodniego klubu, gdzie większą część dnia przepędzał w towarzystwie swoich znajomych z Indji, jadł z nimi obiad i prowadził ich na wieczór do siebie.
Amelja miała włożony na siebie obowiązek bawienia żon tych panów i trudnienia się przyjęciem gości. Przy obiadach mówiono zawsze o Indjach, ale niech czytelnik nie myśli żeby sposób traktowania tego przedstawiał coś nowego lub zajmującego — nie, bynajmniej ludzie grają zawsze i wszędzie jednę i tęż samą komedję!
Wkrótce już Amelja musiała zaopatrzyć się w ksią-