Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.
227

— Żorż jest żywym portretem swego ojca.
— Ale do tego stopnia — dodał dziadek — że czasem mimo woli dreszcz mnie przebiega.
Major był zaproszony parę razy na objad do pana Osborna’a, a było to jeszcze w czasie choroby biednego Sedley’a. Po objedzie rozmowa toczyła się przez cały wieczór o poległym bohaterze, o jego zasługach i doskonałościach. Pan Osborne podnosił męstwo syna i wychwalał jego czyny, które okrywały blaskiem chwały całą jego rodzinę. Nigdy jeszcze stary nie był tak dobrze usposobiony dla syna; major cieszył się serdecznie, bo to zdawało się zapowiadać przebaczenie i zapomnienie wszystkiego. Osborne zaczął nawet nazywać majora po imieniu, tak jak to dawniej bywało kiedy Jerzy i Dobbin kolegowali z sobą. Major był uszczęśliwiony i liczył już z pewnością na bliskie pojednanie.
Nazajutrz przy śniadaniu miss Osborne zaczęła robić złośliwe uwagi — z cierpkością jej wiekowi właściwą o powierzchowności, układzie i ruchach majora. Pan Osborne przerwał jej mowę:
— Ej, moja kochana — odrzekł — przyznaj się że nie odrzuciłabyś go, gdyby ci tylko słowo powiedział, ale to są winogrona zielone, jak mi się zdaje. A potem: major nie jest tak brzydki jakby można było myśleć słyszą c to, co mówią.
— Doskonale, wybornie, mój dziaduniu, odezwał się Żorż z miną aprobującą zdanie Osborn’a.
Potem zbliżył się do dziadka figlarnie, spojrzał na niego z uśmiechem i ściskał go serdecznie. Wieczorem