Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.
241

dziewiczą uciekają niezgrabnością. Spotkać tu można dandysów z Pall.Mall, udających się do Ems lub Wiesbaden dla poprawienia krwi zimowemi obiadami zanieczyszczonej, lub dla wstrząśnienia ruletą osłabionego temperamentu. Pomiędzy nimi widać starego Matuzalema w towarzystwie młodej żony, za którą oficer od gwardji parasolik nosi.
W tłumie poznajemy szlachetną rodzinę Bereakrów, którzy nie robiąc ceremonji lornetują wszystkich i nie mówią do nikogo. Pomiędzy kilkunastu powozami, stojącemi na przedzie pomostu, kareta z ich herbem i koroną piętrzy się dumnie, dźwigając kilka kufrów podróżnych na wierzchu. W drugiej klasie za owemi powozami podróżni niższego gatunku cisną się jak śledzie. Synowie Judy i Izraela mają obok siebie worki i koszyki z żywnością, chociaż każdy z nich tak jest bogaty że mógłby wszystkich podróżnych pierwszej klasy zakupić.
Lokaje, ulokowawszy swoich panów w kajutach lub na pokładzie, zaczynają rozmawiać i puszczać kłęby dymu; żydzi zbliżają się do nich przypatrując się uważnie powozom. Arkę milorda Matuzalema łatwo od innych powozów odróżnić, stoi bowiem obok lando, bryczki i furgony, alias tarantasa milorda Ranauer’a, który gotów byłby w każdej chwili owe ekwipaże wy mieniać na pieniądze. Zkąd i na jakich warunkach milord dostał potrzebnych mu na tę podróż funduszów? O tem możnaby się tylko od synów Izraela dowiedzieć, bo ci znają dokładnie co do grosza stan kieszeni milor da. Jeden jeszcze powóz, świeży, lśniący i wygodny,