Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.
243

był to dobry nasz znajomy Żorż Osborne, miał on odbyć letnią podróż razem z matką, wujem i innym jeszcze mężczyzną, który ich ani na krok nie odstępował. Wszyscy byli w tej chwili na pokładzie.
Józef siedział pod wzniesionym dla siebie namiotem, naprzeciw hrabiego Bareacres i jego szanownej rodziny, śledząc każdy ich ruch z najżywszem zajęciem. W oczach naszego bohatera z pod Waterloo hrabiowska para odmłodniała znacznie od pamiętnego roku pańskiego 1815 kiedy ich widział w Brukseli, raz jeden wprawdzie, ale mówił już odtąd o nich jak o najlepszych swoich znajomych.
Krucze włosy starej markizy Carabas zmieniły się teraz na swoje własnej blondynki, olśniewające oko a piękne, niegdyś czerwone faworyty margrabiego mieniły się przybierając wszystkie odcienia czarnego koloru z świetnym połyskiem. Pomimo tych zmian przezacna para pociągała wzrok i uwagę Józefa, który nie widział nigdy co się w około niego dzieje, jeżeli kiedy kolwiek los przyjazny lorda naprzeciw niego umieścił.
— Osoby te podobno cię nie mało interesują — powiedział żartobliwie major. Ameija uśmiechnęła się.
Mistress Osborne miała na sobie suknię żałobną i słomkowy kapelusz podpięty czarnemi wstążkami. Nowe widoki i myśl podróży rozpruszyły smutne wspomnienia i rozlały na jej twarzy wyraz spokoju i zadowolenia.
— Prześliczne niebo! powiedziała Emmy wzruszonym głosem. Spodziewam się że morze będzie spokojne.