Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.
248

chy majora nieraz do żartów pobudziły Jerzego ojca i syna, może to nawet trzymało czasem umysł Amelji w niepewności co do ocenienia przymiotów i zasług wiernego przyjaciela; ale... któż z nas się nigdy nie omylił? Kto się zawahał i nie zmienił czasem opinji o tym nawet kogo później za wzór doskonałości uważał? Emmy w tych dniach spokoju i niczem niezakłóconego szczęścia, jakiego teraz używała, czuła że wyobrażenia jej o majorze znacznej uległy zmianie.
Epoka, z której notujemy wypadki, była może najszczęśliwszą w życiu Amelji. Ale któż z nas potrafi jej szczęście dokładnie zrozumieć? Kto z nas może sobie powiedzieć; „Jestem zupełnie szczęśliwy; nic więcej nie żądam, bo osiągnąłem wszystko, co tylko do szczęścia prawdziwego jest potrzebne.“ A jednak możemy czytelnika upewnić że żadna para z tych, co w tym roku opuściły Anglję, nie czuła się tak szczęśliwą jak nasi podróżni. Żorż był ciągle z nimi, ale sam tylko major nosił szal Emmy i pamiętał o wszystkiem w tych zajmujących wycieczkach, podczas kiedy młody trzpiot biegał ciągle i wyłaził na drzewa lub na rozwaliny starych zameczków. Nasi spokojni turyści zasiadali na trawie, major palił z zimną krwią swoje cygara, a Emmy, z ołówkiem w ręku, przenosiła na papier otaczające ich krajobrazy. W tej to właśnie podróży autor niniejszej powieści miał poznać zręczność bohaterów.
Mała karawana przybyła do pięknej stolicy wielkiego księstwa Pupernikel, gdzie sir Pitt Crawley rozpoczął tak świetnie swój zawód dyplomatyczny.
Towarzystwo zatrzymało się w „Hotelu książęcym“,