Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.
267

ma łatwo poznała angielską wymowę, i również cudzoziemskim dodała akcentem:
— Jakto? I nigdy pan nie grałeś? W takim razie oddaj mi pan małą przysługę.
— Jaką? — zapytał rumieniąc się Żorż.
Kirsch był w tym momencie tak swoją grą zajęty, że nie myślał bynajmniej o tem, co się z jego paniczem dzieje.
— Graj pan za mnie i postaw ten pieniądz na pierwszy lepszy numer, jaki panu na myśl przyjdzie.
To mówiąc wyjęła z kieszeni woreczek, z woreczka jedyną sztukę złotą, jąka jej została, i wsunęła ją w rękę chłopca, który usłuchał i wygrał.
— Merci, mówiła przysuwając do siebie pieniądze; merci. Jak się pan nazywasz?
— Nazywam się Osborne — odpowiedział Żorż.
Jednocześni sięgnął do kieszeni, wyjął pieniądze i gotował się już próbować szczęścia na własne ryzyko, gdy major w uniformie z Józefem jak markiz wyelegantowanym weszli do sali. Przedtem już wiele osób, znudzonych etykietą dworską, opuściło podwoje książęce żeby się swobodniej w sali gry zabawić. Co zaś do majora i jego towarzystwa, ci zapewne wrócili do domu ale zaniepokojeni nieobecnością Żorża wyszli żeby go odszukać. Major zbliżył się do Żorża, ujął go silnie za rękę i pociągnął ku sobie w chwili kiedy dziecko ulegając pokusie kładło pieniądze na stole. Kirsch — jak wiemy — mocno był grą zajęty; Dobbin