Strona:W. M. Thackeray - Targowisko próżności T3.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.
268

podszedł ku niemu i zapytał go jakiem prawem ośmielił się zaprowadzić Żorża w podobne miejsce.
— Daj mi pan pokój, odparł Kirsch podniecony grą i winem; każdy musi się zabawić! A zresztą czy to ja u pana służę?
Widząc w jakim stanie Kirsch się znajdował, major uważał za stosowne nie wdawać się z nim w żadne dyskusje i wyprowadzić co prędzej młodego chłopca,
Józef siedział obok zamaskowanej damy, której szczęście znowu uśmiechać się zaczęło, i z wielkiem zajęciem jej grze się przypatrywał.
— Chodźmy, Józefie — odezwał się do niego major. — Nic lepszego zrobić nie możesz nad to, żeby ze mną i z Żorżem razem do domu wrócić.
— Zaraz, zaraz, wrócę z tym błaznem — odpowiewiedział Józef wskazując palcem w stronę gdzie Kirsch siedział.
Przez szacunek dla drugich major powstrzymał się od uwag, jakie miał ochotę zrobić towarzyszowi, i zostawił go uprowadzając z sobą młodego Żorża.
— Czy grałeś? zapytał major chłopczyka kiedy opuścili salę.
— Nie, odpowiedział Żorż.
— Daj mi słowo że nigdy w życiu grać nie będziesz.
— A dla czego? Mnie się to wydało bardzo zabawne.
Major przedstawił dziecku, z energją jaką daje silne przekonanie, całe niebezpieczeństwo i następstwa gry. Gdyby go nie wstrzymała godna pochwały cześć dla pamięci przyjaciela, mógłby był poprzeć swoje